TOP5 tajemniczych miejsc w Polsce
Czy znacie miasteczko, które kompletnie wymarło? Czy wiecie, gdzie znajdują się polskie Malediwy? To tylko niektóre z tajemniczych miejsc w Polsce. Poznajcie je lepiej!
1. MIASTO-WIDMO: KŁOMINO
Wyobrażacie sobie miasteczko, w którym mieszka 5 tysięcy osób? Słychać rozmowy w kolejce pod miejscowym kinem, śmiech dzieci wracających ze szkoły, wołanie mam z okien bloków i zwyczajny, uliczny gwar? Tak było Kłominie do 1992 roku. Potem miasto kompletnie wymarło…
Kłomino to miejscowość położona ok. 13 km od Bornego Sulinowa. Powstało jeszcze na terenach III Rzeszy i nosiło wówczas nazwę Westfalenhof, a później stało się Gródkiem. Z założenia było miastem militarnym, w którym funkcjonowała siedziba niemieckiej Służby Pracy – Reichsarbeitsdienstu. Przed wojną zbudowano w nim koszary, które z początkiem II wojny światowej zmieniły funkcję na obóz jeniecki dla oficerów, a z czasem także dla jeńców szczebla szeregowego, dla cywili, Żydów, Francuzów czy Rosjan. Byli tu też Polacy – m.in. dramaturg Leon Kruczkowski.
Gdy przez polskie ziemie przeszła Armia Czerwona, Rosjanie przejęli teren. Poniemieckie budynki rozbierano, by pozyskać surowiec do budowy Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Z mapy miejscowości zniknęło ok. 50 obiektów. Nie przeszkadzało to jednak w akcji zaludniania.
W to miejsce rozpoczęto organizację miasta dla wojska i żołnierskich rodzin. Ówczesny Gródek był otoczony płotem pod napięciem i pilnie chroniony przez miejscowych strażników. Do miasteczka prowadzą dwie nieutwardzone drogi i nawet współcześnie, w dobie GPS, nie jest łatwo do niego trafić. Życie toczyło się tam normalnym trybem – były sklepy, szkoły, szpital, piekarnia, a nawet kino i klub oficerski. Jednak nikt ze świata zewnętrznego nie miał do niego wstępu.
Czytaj także:
TOP 10 najdziwniejszych miejsc przedstawionych w programie „Pogromca tajemnic”
Armia Czerwona w 1992 roku opuściła granice Polski, a wraz z nią opustoszało elitarne dotychczas miasteczko. Polskie władze początkowo próbowały przywrócić życie wymarłej miejscowości – rozpoczęto budowę kotłowni olejowej, wybudowano oczyszczalnię ścieków, wodociągi i wysypisko śmieci. Inwestycja, która pochłonęła 5 mln złotych z budżetu państwa, nie przełożyła się jednak na zaludnienie Kłomina.
Rozpoczął się proces degradacji. W 2008 roku zerwano 9 tysięcy ton poniemieckiej kostki brukowej, wywieziono wartościowe rzeczy, rozbierano budynki. Według danych statycznych w 2012 roku mieszkało w Kłominie 12 osób. Do 2017 roku w Kłominie ostały się 4 obiekty koszarowe, 3 bloki mieszkalne, punkt medyczny i stołówka. W 2021 władze wyburzyły kolejne dwa budynki, pozbawiając miasto-widmo charakterystycznych bloków.
Obecnie miasto jest mekką polskich urban-explorerów. Jego ostateczna degradacja to kwestia czasu, ale kto wie – może duchy małego miasta pozostaną na zawsze uwięzione w tym historycznym miejscu…?
2. POLSKIE MALEDIWY
Polskie „Lazurowe jezioro”, zwane też „Wielkopolskimi Karaibami”, to sztuczny zbiornik wodny wyglądający jak z katalogu biura podróży. Rozpościera się na obszarze ponad 100 ha, nęcąc głodnych wrażeń wędrowców swoim egzotycznym wyglądem. Krystalicznie czysta woda i biała plaża przywodzą na myśl rajskie wakacje – aż chce się wykąpać. Tymczasem wizyta w tym miejscu może być ŚMIERTELNIE NIEBEZPIECZNA!
Osadnik Gajówka – bo taką nazwę nosi to tajemnicze miejsce – to pozostałość po działającej pod Turkiem elektrowni Adamów. Biała plaża to popiół, który został po jej pracy, a zachęcający do beztroskiej zabawy kolor wody to wynik obecności węglanu wapnia, który odkładał się w tym miejscu wraz odpadami paleniskowymi w formie pulpy. Organizacje turystyczne i lokalne władze biją na alarm: „ta woda jest żrąca jak wybielacz!” – nawet drobne zanurzenie dłoni może być paskudne w skutkach na skóry.
Grząski brzeg potrafi się zapaść, więc spacery blisko wody też nie są wskazane. Przewiduje się, że w ciągu kilkunastu lat „Lazurowe jezioro” zniknie z mapy Polski, pozostawiając po sobie wielohektarową pustynię.
3. KRZYWY LAS
Mrok spowija las pod Gryficami. Ściąga też sporo ciekawskich, którzy chcą na własne oczy przekonać się, co niesamowitego przygotowała w tym miejscu Matka Natura. A może wcale nie natura? Mówi się o czortach, złych mocach i czarnej magii, a strach ma przebiegać śmiałkom przez plecy, gdy tylko ich nogi stają w Krzywym Lesie.
Krzywy las to 100 sosen, które jak jeden mąż, tuż po odbiciu się nad ziemię, skręcają, tworząc charakterystyczne łuki. Wszystkie z nich zwrócone są w tym samym kierunku, wygięte pod kątem 90°. Zajmują powierzchnię ok. 1/3 ha i osiągają wysokość ok. 11-12 m. To fenomen na skalę świata – o naszej rodzimej, przyrodniczej ciekawostce pisały takie tytuły jak The New York Times czy Daily Mail.
Czytaj także:
Ciekawostki o bursztynie
Bardziej racjonalne teorie o genezie tego zjawiska mówią o deformacji wywołanej działaniami człowieka – wykrzywienie sosen miało oszczędzić pracy stolarzom i szkutnikom, nadającym kształt meblom czy łodziom. Inna opcja mówi o tym, że w 1945 r. młode sosny zostały przejechane przez czołgi i nie dały rady wrócić do naturalnego rozwoju. Zasadzone zostały w latach 30. XX wieku w pierwotnej liczbie 400 sztuk.
Krzywy Las znajduje się nieopodal wsi Nowe Czarnowo i Elektrowni Dolna Odra w odległości ok. 7 km od Gryfina, w województwie zachodniopomorskim. Położony jest na trasie czerwonego szlaku turystycznego ze Szczecina Klucz do Mieszkowic.
4. POLSKIE STONEHENGE
Tajemnicze kamienne kręgi to nie tylko brytyjska właściwość – chciałoby się rzec „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Megalityczne konstrukcje na wyspach ściągają tłumy – zwłaszcza w dobie przesileń i w szczególności tych, którzy wciąż pielęgnują pogańskie wierzenia. Naukowcy od lat zastanawiają się nad zastosowaniem kamiennych kręgów. Coraz częściej przychylają się do teorii, że megality miały służyć jako kalendarz.
Gdzie w Polsce możemy ujrzeć to dzieło? Na Kaszubach, a dokładniej nieopodal wsi Węsiory, położonej ok. 20 minut jazdy samochodem od Kościerzyny. W bliskiej odległości odnaleziono także 16 kurhanów, czyli kopców służących jako grobowce – głównie w okresie neolitu i żelaza.
Wokół kręgów narosło mnóstwo legend. Ich powstanie przypisuje się czarnym mocom, kosmitom, a nawet sektom. Archeologia znajduje jednak inną, choć wciąż intrygującą, odpowiedź na pytanie o ich genezę. Z badań archeologicznych prowadzonych w połowie ubiegłego stulecia przez naukowców z Katedry Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że kamienie zostawiło po sobie największe germańskie plemię, zamieszkujące Skandynawię – Goci.
Na ziemiach polskich znaleźli się wypędzani z północy przez mrozy. Na kartach kronikarskich z VI wieku zapisali się schodzący z okrętów ludzie z wyspy Skandii, stawiający stopy w Gothiskandii, czyli na Pomorzu. Zresztą Węsiory to nie jest jedyne miejsce, gdzie pozostawili grobowce. Niektóre teorie mówią, że wbite w ziemię kamienie miały być miejscem zebrań starszyzny, podczas których zapadały najważniejsze dla plemienia decyzje.
Od 1958 roku kamienne kręgi są rezerwatem przyrody. Sięgają 120-150 centymetrów i mają być nośnikami silnej energii. Znajdujące się na miejscu tabliczki surowo zabraniają jednak pobieranie kamieni, wskazując, że taka kradzież może się skończyć tragicznie dla śmiałka, który nie odda właściwego szacunku temu magicznemu miejscu.
Z pewnością warto ujrzeć na własne oczy tajemnicze megality. Nie należy jednak zabierać ze sobą pamiątek – „zemsta Gotów” może być okrutna.
5. KAPLICA CZASZEK W CZERMNEJ
Tego przerażającego punktu na mapie nie może zabraknąć w żadnym zestawieniu o tajemniczych miejscach w Polsce. Święte pomieszczenie wysadzane z dołu do góry ludzkimi czaszkami? To nie film. To rzeczywistość.
Mała, barokowa kapliczka z żółtawą elewacją, położona niecałe dwa kilometry od centrum Kudowy-Zdroju nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dopóki nie przekroczy się jej progu. Budowano ją 18 lat na przełomie XVIII i XIX wieku. Budulcem były ludzkie szczątki. Nie wiadomo, ile dokładnie szkieletów posłużyło za materiał budowlany, ale szacuje się, że ok. 20-30 tys. Na ścianach kapliczki można zliczyć 3000 czaszek. Strach pomyśleć, ile szczątków kryje się pod zimną posadzką krypty.
Ten makabryczny pomysł architektoniczny można odnaleźć jeszcze w ośmiu miejscach w Europie. W Polsce jest to jedyna taka kaplica. Wacław Tomaszek był proboszczem czeskiego pochodzenia, który pozostawał pod ogromnym wrażeniem rzymskich katakumb. Pełniąc służbę na Dolnym Śląsku znalazł pewnego dnia pod kościołem ludzkie szczątki. Zawezwał grabarza Langera i kościelnego Schmidta, którzy pomogli mu wydobyć szkielet spod ziemi. To był dopiero początek. Proboszcz chciał stworzyć miejsce, które będzie śmiertelnikom przypominało o Sądzie Ostatecznym, a dla zmarłych stanie się swoistym mauzoleum.
Przez prawie 20 lat wraz z pomocnikami gromadził ciała umarłych z Kudowy, Dusznik i Polanicy. Langer pobielał kości, którymi wyłożono wnętrze kaplicy. Oprócz setek spoglądających na żywych oczodołów, w kaplicy znajduje się skromny ołtarz, prosty, barokowy krzyż, drewniane anielskie figury i mrożące krew w żyłach napisy po łacinie: „Powstańcie z martwych” i „Pójdźcie przed sąd”.
Znakomita większość szkieletów jest anonimowa. Wiadomo jednak, że swojego dzieła pilnują Jan Langer i ksiądz Wacław Tomaszek…